Regular POW
- Proszę zostaw mnie!!! -Krzyczy mały, cherlawy chłopiec, który nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat - Błagam, przecież nic Ci nie zrobiłem! - Z przestraszonych, blado-błękitnych oczu polały się nieszczęsne łzy rozpoczy. Był ciekaw, gdzie podziała się ona, zimna jak lód a jednak mająca tak wielkie serce, by pomagać dzieciom, które padają ofiarą najsilniejszych osobników. Zawsze ich broniła, osłaniała własnym ciałem i zawsze wdawała się w bójkę. Zawsze wygrywała. -Zostaw mnie! Jak wróci Kate to Ci...to ci!!
- To mi co?- Gabe, jeden z osiłków, obejrzał się wokoło- Widzisz ją tu gdzieś ty mały, wredny, paskudny...- Jego ręka, która zmierzała właśnie ku twarzy nięszczęśnika, została zatrzymana.
,, Uff - Odetchnął Max, bo tak nazywał się owy chłopczyk- Zdążyła ''
Tłum zaczął się rozstępywać, robiąc miejsce niskiej, chudej dziewczynie. Miała ona włosy koloru ciemny-blond, falowane, sięgające do połowy pleców, jak zwykle były w artystycznym nieładzie. Jej mocno niebieskie oczy, okolone długimi, gęstymi i czarnymi rzęsami, były wyrazu jakby nic nie obchodziło ich właścicielki. Jednak, gdyby się lepiej przyjżeć, widać było, że ciskają gromami na wszystkie strony.
- Idź mały, już wszystko okey. Cii nie płacz, wiesz przecież, że nie lubię beks. - Powiedziała ostro, ale z czułością- Josh, zajmij się nim, a ty - Odwróciła się do nieźle już wystraszonego Gabe'a - Ty...- Specjalnie przeciągała każdą sekundę jak najdłużej, szczycąc się strachem, który widziała w jego oczach. Uwielbiała to, smakowała się tym i cieszyła podczas, gdy jej przeciwnik prawie umierał ze strachu. Przywaliła mu prawego sierpowego. Z jego nosa ciekła już czerwona ciecz, jednak był to dopiero początek.- Mówiłam Ci, ty wybryku natury, żebyś do cholery jasnej nawet nie próbował kiwnąć nań palcem!- Znowu uderzenie. Nie wyrywał się. Był najmniej groźnym z paczki dręczycieli. Najbardzie strachliwym i sikającym po nogach przed jej osobą. Kiedyś walczył. Właśnie ''kiedyś'' .
- Miało Cię dzisiaj tu nie być! Myśleliśmy, że dziś znów uciekniesz i wrócisz dopiero jutro.
- MY? - Złapała go za kołnież i przybliżyła do siebie. - MY?!
- Proszę, nie rób mi krzywdy. Oni mi kazali. Młówiłem im, że się zemścisz. - Zaczął szlochać, po chwili jego cichy szloch zmienił się w donośny płacz, który roznosił się po szarych korytarzach sierocińca Św. Katarzyny.
'' Marny podmiot, nie mam ochoty się nim męczyć. Z takim to zero frajdy- westchnęła poczym rzuciła nim o podłogę, jak by był szmacianą lalką ''
Wstała z kałurzy Gabe'owej krwi i odeszła odprowadzana cichymi szaptami sierot, które za chwilę zastąpiły brawa.
Nie robiła tego dla owacji. O nie.
Kate POW
Gdy doszłam do drzwi mojego pokoju, który dzieliłam ze swoim szaleństwem ( I jak niektórzy mówili, wielkim ego) Otworzyłam je, wpierw je odkluczając. Choć był to sierociniec, to dzieci i młodzież mieszkała w pokojach kilku osobowych. Dwu, trzy, cztery a czasami nawet sześcio. Ja miałam dwuosoby, ale nie dzieliłam go z nikim. Gdy jest się '' kimś'' to ma się różne przywileje. A mówiąc ''kimś'', mam na myśli największym i najsilniejszym osobnikiem, cóż, jednym z najgroźniejszych. (Nasi opiekunowie nawet nie zwracali na nas uwagi.) Nie największym, czyli najwyższym. Mam 1.65. Taak, wiem, wysoka jestem, hehe. Ale za to umiem wiele, wiele więcej niż tylko się bić.
Gdy skończyłam toczyć walkę z opornymi drzwiami, które postanowiły jednak uczynić mi ten zaszczyt i się wkońcu otworzyły. Przekroczyłam próg i weszłam do idealnie białego pomieszczenie. A, nie, chwila, nie tak bardzo idealnego. Białe ściany były ozdobione różnymi obrazami ( czytajcie bohomazami xD ). Nie były one jednak powieszone w ramkach. Cała ściana była jednym, wielkim szkicem. Jedna z nich przedstawiała anielice z obciętymi skrzydłami, z których toczyła się szkarłatna krew. W jej ręku natomiast spoczywał zakrwawiony nóż, którym obcieła swe skrzydła. Cała postać była odwrócona tyłem do oglądającego. Narysowałam ją nagą. Z każdym widocznym szczegółem. Z każdym najmniejszym mięśniem pleców. Stała, miękko na stopach, jedna była wysunięta do przodu i owinięta wokół drugiej. Długie, proste włosy miała przerzucone na jeden bok, a głowę zwróconą do tyłu. Oczy miała zamknięte a wyraz twarzy błogi, ale i smutny.
Zastanawiacie się pewnie, co ten obraz oznacza, jeśli w ogóle coś oznacza. Pokazuje on, jak już wcześniej wspomniałam anielice, która sama pozbawiła się tego co kochała. Tego co najważniejsze. Swoich białych skrzydeł, które kochała nad życie.
Co prawda nie była podobna do mnie. Ale odwzorowałam na niej swoje uczucia. Niecały rok temu, w wybuchu bomby zginęła moja matka i babcia, ale to nie przez to czuję się tak, jak się czuję. Nie kochałam ich. Wręcz przeciwnie.
Wtedy, umarli moi dwaj przyjaciele....Najważniejsi. Cóż, niedokońca umarli oboje. Umarł Dan a Natalie żyje, ale w wyniku wypadku straciła pamięć. Przez pół roku leżała w szpitalu w śpiączce kynegologicznej, czy jak to się nazywa. Dopiero pięć i pół miesiąca temu się obudziła, ale okazało się, że straciła pamięć. Jej rodzice i reszta moich przyjaciół pewnie zachęcałaby mnie do tego, by jej o sobie przypomnieć. Tyleże oni nie wiedzą gdzie jestem... Często są za granicą. Wtedy kiedy TO się stało, byli w Berlinie. Nie wiedzieli co się stało, dopiero po trzech mięsiącach, gdy zaczęli się martwić, że nie odbieramy, przyjechali. Lecz mnie już nie było. Tak jakby uciekłam, uciekłam by ich chronić. Przyjaźniąc się ze mną, byli narażeni na jeden z najniebezpieczniejszych gangów. Czarni Dragoni, tak się nazywają. Oni mnie niecierpią, tak jak ja ich. Jestem jednym z ich największych wrogów. To oni podłożyli bombę. To oni zabili moich przyjaciół, choć chcieli zabić mnie.
Wracając do anioła i mnie. Ona obcieła swe skrzydła, tak samo ja po części jestem winna wybuchowi tej bobmy.
Westchnęłam i skierowałam swój ociężały tyłek w stronę białego łóżka. Cóż...łóżkiem bym tego nie nazwała. Rzuciłam się na nie wyczerpana, wiedziałam jedna, że niedane bi będzie się nacieszyć cichym, samotnum i spokojnym pokojem, jak ja to mówiłam, pokojem psychola.
- Okey, przyjdzie za trzy...dwa...jeden.
- Eeel !!- Mała rzuciła mi się na szyję. Uff, już nie taka mała.
- Przyszłaś w samą porę! Już myśłałam, że zaraz uderzy Max'a, ale wtedy weszłaś ty!!- Jej piwne oczy błyszczały jak dwa kryształy - Tak baardzo się o niego bałam. On nie jest taki wytrzymały jak my! No i jest trochę zarozumiały, co podsyca tylko gniew tych...tych- Oho, rzadko kiedy tej małej gadule brakuje słów - Tych barbarzyńców!!- Wykrzyknęła wściekle i zaczęła wymachiwać pięścią.
- Hahahahahaha- Nie mogłam się nie roześmiać, kochałam tego dzieciaka.- Okey, okey uspokój się smarku, złość pięknośći szkodzi, nie słyszałaś?
W jednej chwili zdąrzyła się naburmuszyć, a potem wypiąć dumnie jak paw, mówiąc:
- Nie jestem żadnym smarkiem. Mam już dziesięć lat. - Powiedziała dumnie. Znowu się roześmiałam śmiechem, przypominającym skowyt rannego łosia. Kimmy widząc to, zrobiła ,,fochnięty'' dziubek i odwrociwszy się do mnie plecami, wymaszerowała z pokoju. Normalnie to już dawno bym się wkurzyła. Nienawidzę dzieci, choć ona jest już całkiem duża. Ale ona działa na mnie tak...em, sprzyjająco.
Odwróciłam się do Josha, przypominając sobie, żę on też zechciał mnie odwiedzić.
- Widziałeś tą smarkulę? W głowie się jej już do reszty poprzewracało!
- Jesteście siebie warte.- Pokręcił głową z dezaprobatą- Daj spokój Katie, potrzeba Ci trochę słodyczy.
- Ty, cwaniak. Nie pozwalaj sobie. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę Ci ukręcić łeb bez najmniejszego zawahania. - Ostrzegłam, choć wiedziała, że mu tego nie zrobię. Lubiłam go.
- Aha, uważaj, to nie chmury.- Powiedział zawadiacko.
-Ej! To moję powiedzenie!- Rzuciłam w niego poduszką. Bez skutku.-Zwinny, mały skurwysyn- Przeklęłam pod nosem. Ja bardzo często klne.
- Słyszałem!- Umknął za drzwi, tym razem nie udało mu się uciec przed białym pociskiem, ktłórym dostał prosto w głowę. Wyłożyłam się jak długa na łóżku, mając nadzieje, że tym razem nikt mi już nie przeszkodzi. Myliłam się. Przez szparę w drzwiach wychyliła się głowa Josha.
- Co znowu?!
- Woow, cóż za miłe powitanie swego informatora. - Przekręcił głowe w bok czekając pewnie, aż go potraktuję choć trochę lepiej. Pfy, niedoczekanie twoje.- Dobra już dobra. Chciałem Cię ostrzec, że panna Fochalska- Mówiąc to zrobił w powietrzu cudzysłów- idzie do ciebie z całym swoim dobytkiem.- Powiedział po czym uśmiechnął się złośliwie, znikając za drzwiami.
,, Wielkie mi halo, Kimmy idzie do mnie ze swoimi rzeczami. Co w tym złego? Pewnie chce trochę u mnie pomieszkać......Zaraz! CO?!''- Poderwałam się do góry jakby mnie coś w dupę ukłuło. KIMM'IE CHCE U MNIE POMIESZKAĆ!!?? Oh, no i sprawa przegrana, to pewne, że od razu zgodzę się na ten układ.
-EEE-leee-kkk-traaa- Śpiewnie przeciągnęła moje imie. Ok, ostatnia szansa. Czego mnie kiedyś tam uczono, że co trzeba robić gdy niebezpieczne zwierze do ciebie podejdzie? Udawać zdechlaka!
Rzuciłam się na łóżko i udawałam, że śpię, mając nadzieje, że Kimmy-nator sobie pójdzie.
- Myślisz, że się na to nabiorę?- Spytała.Nic.- Dobra Elie, Josh Cię wydał.-Powiedziała zadowolona. ,,Mała smarkula''
Wstałam z ociąganiem, któremu towarzyszyło głośne westchnienie.
- Oh, nie marudź. -Tak, łatwo Ci mówić. To nie Ciebie zaraz będzie dręczyło małe, zawistne stworzenie.
- Jeszcze nawet nie zaczęłam. - Odpowiedziałam na jej wcześniejszy komentarz.
- Więc pewnie wiesz z czym do Ciebie przychodzę, hm?- Spojrzałam na nią, na górę pakunków i znowu na nią. Uniosłam brwi.- A-ha, czyli wiesz. Szkoda, bo przygotowałam przemowe- Westchnęła teatralnie i załamała ręce.-No ale cóż, nie każdy dostaje to co chce, prawda?- Ja na pewno- Mam nadzieję, że zgodzisz się od razu, a ja nie będę musiała strzępić sobie języka. Oboje przecież wiemy, że w końcu i tak się zgodzisz. Więc gdybyś zaoszczędziła NAM tego, byłoby wspaniale.- Złożyła ręce i uśmiechnęła się jak ,,biznesłumen'', która właśnie sprzedała bardzo drogi dom. Taki dzieciak a czasem potrafi się wysłowić jak człowiek. Za dużo się mnie nasłuchała.
- Ummm, niech pomyślę, czy aby mnie nie ośmieszyłaś, hm...Ci!-Przerwałam, gdyż chciała zacząć znów swój monolog.- Pytanie brzmi: Dlaczego?- Uniosłam pytająco brew.
-No tak...um, noo....No bo chce i tyle!- Znowu wraca dzieciak. Tsa, spodziewałam się takiej odpowiedzi. Postanowiłam ją jeszcze trochę pomęczyć.
- Hmmm. No nie wiem, nie wiem...Hmm
- No proszę, proszę, proszę.- Zrobiłą minkę smutnego szczeniaczka i uklękła przedemną.
- Przestań, wiesz dobrze, że od tej miny chcę mi się rzygać. No cóż. Miałam nadzieję, że skoro nie jesteś już dzieckiem, to zachowasz się doroślej.- Powiedziałam tonem odpowiedzialnej i mądrej osoby..,,O jesu, zaraz nie wytrzymam, he he.''- Skoro jesteś już duża, a zachowujesz się jak dziecko, to nie można traktować Cię na poważnie. Hmm.
- Okey! Okey! Jestem dzieckiem, ale weź mnie już nie dręcz, no!- Zaskowyczała...Nie wytrzymałam.
-Buahaha. Załuj, że nie widziałaś swojej miny. Buahaha- Tak, właśnie śmiałam się z niewinnego dziecka, które było bliskie płaczu...Cóż, teraz chciało mnie już zabić. Bez zbędnych pytań zaczęła się rozpakowywać. Przygładałam się tej małej osóbce, która rozpakowywała z entuzjazmem swoje rzeczy. Miała piękne włosy. Ciemny brąz i brązowe oczy, iskrzące dziecięcym wyrazem. Była taka szczęśliwa. Hm, muszę to przerwać.
- Ej, hola hola. Najpierw zasady.-Powiedziałam- Siad.-Wskazałam jej miejsce prze sobą. Zrobiła to, ale niechętnie.-Więc, zasada pierwsza tu - Zaczęłam wymachiwać palcem. Wskazałam na moje łóżko.-Tu nie wolno wchodzić. Niu, niu niu! Nigdy! Zasada druga, to nie zoo, tu trzeba być cicho. Krzyczeć nie! Nie, nie nie!- Wumachiwałam czały czas palcem, tuż przed jej nosem.- Zasada trzeci...
- Masz zamiar mi powiedzieć, że nie wolno sikać na dywan? Że nie. Nie, nie nie- Teraz to ona wymachiwała mi palcem przed oczami. Obydwie wybuchnełyśmy głośnym śmiechem, tarzając się po podłodzę. Kimmi jako pierwsza odzyskała zimną krew. Spojrzała na mnie tymi wielkimi ślepiami i zapytała zupełnie poważnie.
- Te zasady to na serio?- Wybuchłam głośnym śmiechem. Potem szybko przybrałam poważny wyraz twarzy i wyrzekłam:
- Tak.
* * * * * * * * * * * * * * * ** * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Dzień mijał nam szybko. Kimmi spędziła jego połowę na rozpakowywaniu swych rzeczy. Miała ich niewiele, ale układała je bardzo schludnie i starannie. Ja bym tak nie potrafiła. Wpokojach można było mieć tylko kilka niezbyt szykownych i modnych ubrań i jakieś pamiątki, lub książki, kretki. Jeśli ktoś miał coś więcej i mógł jakoś zapłacić za przetrzymanie tego, co było prawię niemożliwe, gdyż większość mieszkańców sierocińca, była tu od najmłodzych lat. Ja akurat miałam pięniądze, oraz kilka innych sekretnych skrytek na terenie mojego obecnego ''domu''. Kiedy to ona się rozpakowywała, przyglądałam jej się. To było zabawne, gdyż ciągle się irytowała i mówiła różne rzeczy pod nosami. Raz tak bardzo wkurzyła ją para spodni, że zaczęła po nich skakać i próbować je rozerwać, co niezbyt jej szło. Po wielu nieudanych próbach zniszczenia tych nieszczęsnych gaci, dała sobie z nimi spokój. Gdy skończyła, zaczęłam udawać, że czytam książke. Ona oczywiście próbowała zwrócić na siebie moją uwagę, lecz kiedy dałam jej jasno do zrozumienie, że nie jestem najlepszą kompanką do zabaw, zostawiła mnie w spokoju i poszła do swojej nieznośnej ''psiapsiułki'', by powkręcać trochę starszych. Westchnęłam. ,,To dziecko samo się prosi o porządne manto...O cholera, ale ze mnie zrzęda!'' Zachichotałam ganiąc ganiąc się jednocześnie, za gadanie ze sobą.
- Masz rozdwojenie osobowości, potrzeba aspiryny i witaminy C.-Zaczęłam się rechotać jak głupia, przypominając sobie doktora z jednej z moich ulubionych książek ,,Felix, Net i Nika, który wszystko leczył aspiryną i witaminą C.
Choć była dopiero 19:00, postanowiłam iść już spać. Miałam jutro dużo do załatwienia. Udałam się do łazienek dziewcząt, które były już powoli okupywane. Dziewczyny widząc mnie, zaczęły szeptać między sobą i umawiać się z koleżankami na dyżury pilnujące, by nikt ich pod prysznicem nie podglądał. Wywróciłam oczami.
- Tak, uwaga bo was jeszcze zgwałcę.- Powiedziałam i posłałam im kpiący uśmieszek. Nic nie odpowiedziały. Może uważałały te groźbę za prawdziwą? Eh tam z nimi. Stanęłam grzecznie w kolejce, a kiedy nastała moja kolej, weszłam pod prysznic wcześniej zasuwając zasłonę. Zawsze bałam się myś w takich toaletach. Nie chciałam by ktokolwiek mnie oglądał. Nie wiadomo przecież co takiej lasce wpadnie do tej pustej główki. Teraz jednak nie musiałam się o to martwić. Nikt by ze mną nie zadarł. Rozebrawszy się, rozkręciłam kurek z zimną wodą, ciesząc się jego oczyszczającym strumieniem. Choć na początku była ciepła woda, to ja wolałam zawsze zimną. Pozwoliłam by zimna woda oczyściła mój umysł i rozluźniła moje spięte ciało. Kiedy skończyłam się myć, wytarłam się ręcznikiem a następnie zawinęła go w turban na głowie. Szybko ubrałam się we wcześniej przygotowane męskie bokserki i stanik, i nasunęłam na siebie również męską bluzkę na grubę ramiączka, która sięgała mi do połowy ud. Bluzka należała do Danny'ego. Umyłam zęby i udałam się do pokoju, w którym od razu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -- -------- - - - - - - - - - - - - - -- - - -
Hej, hej, hej!
O to i rozdział pierwszy.
Niezadużo się w nim działo, ale tak właśnie miało być.
W następnym ma być trochę lepiej, więc nie zniechęcajcie się szybko ;)
Piszcie śmiało komentarze. Obiecuję, że się nie obrażę!
Pozdrawiam i do następnego ;*
Lady Darkness
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz